(Auto)biografia na dziś- Z głowy

Wiadomo, że nazwisko Głowacki każdy gdzieś tam słyszał. Czy  to od rodziców, czy to z gazet, telewizji, internetu. Coś, że Nowy Jork, że sława, komuna, cenzura, że kopciuszek.
O mniej więcej taka była moja widza na temat Głowackiego zanim się natknęłam na pierwszą (dla mnie) z jego książek. Gdzieś tam jeszcze obok jego nazwiska pojawił się Marek Hłasko, a jak już się pojawił, to nie było zmiłuj musiałam coś przeczytać.
Najpierw siegnęłam po 'Good Night Dżerzi', zaraz po tym jak ktoś na moim fejsbooku ogłosił, że poszukuje osoby która zabrała mu tę książkę i domaga się natychmiastowego zwrotu.
Jak tylko zobaczyłam post wsiadłam w samochód, pojechałam do empiku i zakupiłam egzemplarz. Nie wiem co mnie tak goniło, ale chyba to przekonanie, że jeśli ktoś decyduje się na szukanie książki  na fejsbukowej ścianie, musi być ona na serio niezła.
'Good Night Dżerzi' ( na pewno napiszę kiedyś o niej coś więcej), intrygująca powieść o Jerzym Kosińskim ( ale czy na pewno?), została dość szybko skonsumowana. A, że ja lubię iść z nurtem rzeki, znowu poleciałam do empiku i kupiłam 'Grę' autorstwa bohatera książki Głowackiego- Kosńskiego. Ta znowu mnie nie zachwyciła i choć czytało się dobrze to 'nie poleciłabym jej przyjaciółce'. Koleżance też nie.
Przez chwilę jeszcze błądziłam między pracami to jednego to drugiego, aż w moje ręce wpadła autobiografia przedmiotu dzisiejszych dywagacji.


Janusz Głowacki- 'Z Głowy'
Naturalnie nie pisałabym o niej posta na blogu, gdyby mnie nie zachwyciła. Głowacki pisze językiem, który uzależnia. Chce się go słuchać jak świetnego  bajarza, tyle, że on mówi (czy pisze, co za różnica) o własnym życiu. Głowacki opowiada po krótce o swoim dzieciństwie, latach spędzonych w warszawskich kawiarniach artystycznych w towarzystwie nazwisk Żuławski, Grynberg czy Hłasko właśnie. Pisze o karierze w Stanach, przeprowadzkach na Mahattanie i wódce wypitej w ojczyźnie. Wspomina ludzi , którzy stanęli na jego drodze- jednych z sympatią innych gorzka ironią. Pisze o matce, biedzie, sztuce i komunizmie. I jak to Głowacki- robi to w sposób groteskowy, lekko prześmiewczy. Odziera sytuacje z kontekstu aby ukazać ich absurd. I mimo to, absolutnie nie brak mu szczerości.
Nie będę wam tej książki streszczać, bo nie po to została napisana, żeby ją streszczać, ale czytać.
Jeśli macie ochotę poczytać ,więc, o artystycznym życiu, ale takim PRL-owskim, kawiarnianym, lekko brudnym i, jak dla mnie, autentycznie artystycznym to polecam bez mrugnięcia okiem.
Nie, że artysta zawieszony szalik wygolona z boku głowa. Ale artysta rozmowy przy papierosie i prostota przyjemności życia.  Tak.

w-co-sie-gapic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz